niedziela, 5 lipca 2009

Mazurowy zawrót głowy

Jak w każdy letni weekend pojechaliśmy na Mazury i uświadomiłam sobie, że robię to systematycznie, z małymi przerwami, od 30-u lat. To na prawdę szmat czasu. Najpierw jeździłam tam jako mała dziewczynka z rodzicami i rodzeństwem. Potem jako nastolatka z przyjaciółmi. Wreszcie przyszła pora na dziewczynę z chłopakiem, który potem przeobraził się w męża. Teraz w naszych podróżach towarzyszy nam jeszcze córcia. I choć trwa to tyle lat wciąż mamy ochotę tam jeździć. Dużo się tam nie zmieniło przez te wszystkie lata.
Tak jak kiedyś, by dostać się nad jezioro, trzeba przejść przez "leśną bramę"
i podreptać ścieżką, która ma dwa rozwidlenia
ale psy zawsze wiedzą, gdzie się skierować. Potem krótki sprint w dół...
... i jest nasze jezioro.
Kiedyś ścieżka była mozolnie wykopanymi w ziemi schodami ale przez tyle lat i pod wpływem aury zanikły (i może dobrze, tak jest bardziej dziko). Jezioro jest nadal piękne. Mało tu hałasu bo objęte jest, ze względu na lęgi kormoranów, strefą ciszy, co nie znaczy, że nic się tu nie dzieje. Można popatrzeć na kormorany na wyspie, która wygląda, jak wyjęta z horroru. Z daleka dzika i piękna a z bliska trochę "ufajdana" przez kormoranie guano i budząca dreszcze na plecach, gdy wyciąga do mnie bezlistne gałęzie drzew i krzyczy głosami dziesiątek ptaków. Dużo tam też innego ptactwa - łabędzi, dzikich kaczek, trzciniaków, perkozów - wszystkich nie potrafię nazwać. Wokół wyspy rosną nenufary i to wystarczy by poczuć tam atmosferę "Nocy i dni", szczególnie gdy słońce chyli się ku zachodowi a nas fale jeziora delikatnie tulą kołysząc w łódce.

Do tego mała, ale jakże urocza działeczka rodziców z różnorakim kwieciem, ściąganym tu przez mamę - nie wiadomo skąd i nie wiadomo od kogo.



Ale oprócz nasadzeń mamy są tu również kwiatki, które mimo ciągłego koszenia trawy wciąż odradzają się jak Fenix z popiołu i cieszą nas swoim widokiem. Chyba im tu dobrze?
Można też natrafić na grzyby, których nie radzę nikomu jeść bo to nie boży twór lecz kamienne dzieło mamy.


Urzeka mnie tu dzikość przyrody, potrafię się tu odstresować po najbardziej męczącym tygodniu pracy - i o to przecież chodzi. A kiedy do tego dojdzie radosne poszczekiwanie psów - wzywających na spacer lub kąpiel w jeziorze, kiedy widzę te nieustannie merdające ogony i wpatrzone we mnie z miłością brązowe oczy, to wiem po co tu jechałam.
Lubię tę możliwość popatrzenia daleko na horyzont i zobaczenia krajobrazu, który zmienia się tylko pod wpływem czasu a nie pod bezlitosnym naporem cywilizacji. Wciąż jest taki dziewiczy jak kiedyś i wciąż czuję się tu tą małą dziewczynką, którą przywieźli pewnego dnia rodzice, a teraz ona przywozi tu swoje dziecię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz