czwartek, 9 lipca 2009

Wakacje, znów są wakacje

Dla mnie nastały już wakacje. Wszystko spakowane i czeka na nas. Do zobaczenia za dwa tygodnie (chyba, że dorwę gdzieś kafejkę internetową i będzie troszkę czasu na pisanie).

poniedziałek, 6 lipca 2009

Ukwiecone balkony

Uwielbiam podczas każdego wyjazdu wakacyjnego robić zdjęcia letnim balkonom. Szczególnie upodobałam sobie te na południu Europy - i wcale nie dlatego, że tym naszym - polskim, czegoś brakuje. Też są urokliwe. Ale oprócz bujnego kwiecia zachwycają mnie przy balkonach południowych cudowne ornamenty architektoniczne. Wszelkiego rodzaju zawijaski, smocze głowy, liście akantu bądź bluszczu, głowa wilczycy czy po prostu gzymsy rożnej grubości. Trochę się tego nazbierało.

Lovran- miasto artystów... i pięknych balkonów:

Pula - która pod tym względem niczym nie ustępuje Lovranovi: Ten mały balkonik nie doznał wprawdzie zaszczytu udekorowania go kolorowymi girlandami - ale myślę, że jest tak cudny, że niczego mu nie potrzeba.

A to dowód, że podobają mi się również polskie klimaty - szczególnie taras mojej mamy.


niedziela, 5 lipca 2009

Mazurowy zawrót głowy

Jak w każdy letni weekend pojechaliśmy na Mazury i uświadomiłam sobie, że robię to systematycznie, z małymi przerwami, od 30-u lat. To na prawdę szmat czasu. Najpierw jeździłam tam jako mała dziewczynka z rodzicami i rodzeństwem. Potem jako nastolatka z przyjaciółmi. Wreszcie przyszła pora na dziewczynę z chłopakiem, który potem przeobraził się w męża. Teraz w naszych podróżach towarzyszy nam jeszcze córcia. I choć trwa to tyle lat wciąż mamy ochotę tam jeździć. Dużo się tam nie zmieniło przez te wszystkie lata.
Tak jak kiedyś, by dostać się nad jezioro, trzeba przejść przez "leśną bramę"
i podreptać ścieżką, która ma dwa rozwidlenia
ale psy zawsze wiedzą, gdzie się skierować. Potem krótki sprint w dół...
... i jest nasze jezioro.
Kiedyś ścieżka była mozolnie wykopanymi w ziemi schodami ale przez tyle lat i pod wpływem aury zanikły (i może dobrze, tak jest bardziej dziko). Jezioro jest nadal piękne. Mało tu hałasu bo objęte jest, ze względu na lęgi kormoranów, strefą ciszy, co nie znaczy, że nic się tu nie dzieje. Można popatrzeć na kormorany na wyspie, która wygląda, jak wyjęta z horroru. Z daleka dzika i piękna a z bliska trochę "ufajdana" przez kormoranie guano i budząca dreszcze na plecach, gdy wyciąga do mnie bezlistne gałęzie drzew i krzyczy głosami dziesiątek ptaków. Dużo tam też innego ptactwa - łabędzi, dzikich kaczek, trzciniaków, perkozów - wszystkich nie potrafię nazwać. Wokół wyspy rosną nenufary i to wystarczy by poczuć tam atmosferę "Nocy i dni", szczególnie gdy słońce chyli się ku zachodowi a nas fale jeziora delikatnie tulą kołysząc w łódce.

Do tego mała, ale jakże urocza działeczka rodziców z różnorakim kwieciem, ściąganym tu przez mamę - nie wiadomo skąd i nie wiadomo od kogo.



Ale oprócz nasadzeń mamy są tu również kwiatki, które mimo ciągłego koszenia trawy wciąż odradzają się jak Fenix z popiołu i cieszą nas swoim widokiem. Chyba im tu dobrze?
Można też natrafić na grzyby, których nie radzę nikomu jeść bo to nie boży twór lecz kamienne dzieło mamy.


Urzeka mnie tu dzikość przyrody, potrafię się tu odstresować po najbardziej męczącym tygodniu pracy - i o to przecież chodzi. A kiedy do tego dojdzie radosne poszczekiwanie psów - wzywających na spacer lub kąpiel w jeziorze, kiedy widzę te nieustannie merdające ogony i wpatrzone we mnie z miłością brązowe oczy, to wiem po co tu jechałam.
Lubię tę możliwość popatrzenia daleko na horyzont i zobaczenia krajobrazu, który zmienia się tylko pod wpływem czasu a nie pod bezlitosnym naporem cywilizacji. Wciąż jest taki dziewiczy jak kiedyś i wciąż czuję się tu tą małą dziewczynką, którą przywieźli pewnego dnia rodzice, a teraz ona przywozi tu swoje dziecię.


czwartek, 2 lipca 2009

Pudełko życia

Wczoraj oglądałam film "Amelia" i jeden z bohaterów powiedział, że życie jest dziwne...w dzieciństwie czas wlecze się i wlecze a potem nagle człowiek ma 50-lat. Wszystko co zostało z dzieciństwa mieści się w zardzewiałym pudełku... I wtedy pomyślałam, że chciałabym, by moje pudełko życia było troszkę obszerniejsze i kolorowsze (no, może coś jak kuferek, a może szafa czy garderoba cała?!). I wtedy zrodziła się (a właściwie dojrzała) myśl, by pisać bloga o mnie, o moim życiu, przemyśleniach, radościach i miłościach do tego co mnie otacza. Byłabym nieszczera, gdybym nie wspomniała, iż od jakiegoś czasu poczytuję w wolnych chwilach cudze blogi i nie jeden raz poprawiły mi humor i nastawienie do świata. Kiedy bowiem widzę ludzi (bloggerki - choć nie wiem czy jest takie słowo) tak pozytywnie nastawionych do życia i potrafiących cieszyć się z każdej drobnostki - to i mi samej żyć się chce, wszystko wydaje się takie proste, harmonijne i doskonałe; w powietrzu unosi się miły aromat, świat łagodnieje i zatrzymuje się na chwilę by zauważyć motyla na kwiatku, ptaszka w gniazdku, mrówkę dźwigającą igłę sosnową, i ogarnia mnie wielka miłość do wszystkich i do wszystkiego. Wtedy mam ochotę stanąć bosymi stopami na zielonej mazurskiej łące, przed letnim domem moich rodziców, wznieść ręce ku słońcu i wykrzyczeć najgłośniej jak mogę, że kocham to moje życie, kocham ten świat. Takich uniesień chciałabym doznawać jak najczęściej - i tak jest za każdym razem gdy czytam pewne blogi.